wtorek, 11 czerwca 2013

O rodzicielstwie i co mnie boli.

Bardzo dawno nie pisałam. Nagromadziło mi się że ho ho. Młoda chodzi samodzielnie od tygodnia. Z godziny na godzinę coraz lepiej. Ćwiczyła miesiąc. Nawet trochę dłużej zanim odważyła się przemierzyć cały pokój bez trzymania, na dwóch kończynach dolnych. Coś wspaniałego dla rodzica oglądać przełomy w rozwoju potomka.
Chodzę na kurs angielskiego. Podstawy podstaw, od początku. Grupa zróżnicowana. Trzy osoby ze Słowacji, po jednej z Czech, Wenezueli, Chin, Litwy i ja- reprezentantka Polski. Gdy zaczynamy ćwiczyć mówienie po angielsku coś niesamowicie dziwnego się dzieje. Gdybym nie miała pytań na kartce to nic bym nie rozumiała co mówią. Czy ja też nie jestem rozumiana? Kurs będzie trwał sześć tygodni. Bardzo jestem ciekawa jak będzie wyglądać komunikacja pod koniec.
Młoda na czas zajęć idzie do sali specjalnie przygotowanej dla dzieci, gdzie kilka pań zajmuje się powierzonymi szkrabami. Pierwszy dzień bardzo przeżyła. Ale od początku. Zawsze myślałam, że jak oddam ją do przedszkola to się z nią pożegnam w cywilizowany sposób. Pomacham, powiem że wrócę za 2 godziny, przytulę i pójdę. Ona trochę poplacze bo tak jest zawsze i będzie się ładnie bawić. Gówno prawda, za przeproszeniem.
Wszystko wzięło w łeb. Uciekłam jak jakaś kryminalistka z miejsca zbrodni ścigana rozdzierającym duszę płaczem mojego dziecka. Coś strasznego. Inaczej się nie dało. I to mnie boli, że się nie dało. Przyzwyczajona do nieustannej obecności matki została rzucona na głęboką wodę bez przygotowania. W ciągu dwóch godzin były dwie kupy i w sumie 40 minut płaczu. Skąd wiem? Ano stąd, że nasze sale były blisko siebie i miałam zegar na ścianie, przed oczami. O kupach powiedziała mi pani opiekunka gdy przyszłam odebrać Młodą. Gdy weszłam siedziała zrezygnowana w wózku, z miną `zostałam sama, jest mi wszystko jedno`, zobaczyła mnie to zaczeła płakać `jak mogłaś! Zabierz mnie stąd! ` Nie dałam się sprowokować i przywitałam ją z uśmiechem choć gardło miałam zasznurowane. Kurcze! To trzeba przeżyć by zrozumieć ten wachlarz emocji targający sercem rodzica. Przed ciążą, gdy słuchałam takich opowieści to nie wierzyłam, nie rozumiałam. Było dla mnie nie do pomyślenia uciec bez pożegnania. A teraz gdybym została się żegnać to bym płakała razem z nią. No głupia baba!- pomyślałaby ja z przeszłości patrząc na mnie teraźniejszą.

Z niecierpliwością oczekuję na dalszą weryfikację moich teoretycznych przemyśleń przez praktyczne życie. Będę informować:)

Do miłego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz