niedziela, 8 grudnia 2013

O niczym.

Jak zaczęłam w listopadzie tak nie mogę przestać. Miałam 2 tygodnie przerwy i od zeszłego czwartku powrót do stanu nieużywalności. Tak, choruję sobie. Nawet zaniemówiłam. Dosłownie. Dziecko szprycuję witaminami, nie chucham, nie całuję by ona chociaż doczekała Świąt w całości.
Do kitu z moją odpornością. Nawet hartowanie zimnym prysznicem niewiele daje.

Słucham sobie bałkańskich rytmów. Choć na chwilę człowiek przypomni sobie słoneczną pogodę, złote plaże i takie tam związane z latem.
Koleżanka chodzi na zajęcia z tańca brzucha. Miały pierwszy koncert w zeszłym tygodniu. Oglądałam filmik. Bardzo ładny dały pokaz. Taniec brzucha to nie takie hop siup. Trzeba popracować by tak nim ruszać. Kobietki przy sobie, zbudowane jak natura przykazała (nie jak te photoshopowe, wychudzone szkapiny), że miło mi się oglądało. Widać, że dziewczyny dużo serca włożyły w treningi i bardzo się cieszę, że miały odwagę się pokazać i publicznie zaprezentować swoje umiejętności. Życzę dalszych koncertów i większej publiczności.
I w takiej chwili człowiek strzela sobie samokrytykę. Bo siedzi na tyłku, obrasta w tłuszczyk i się dziwi, że ta śliczna sukienka w rozmiarze 40 jakoś nie chce się dopiąć a szwy niepokojąco trzeszczą.
Ale spokojnie. Zima minie i wiosenna energia budząca roślinki ze snu zahaczy również o mnie. Nie spinać się, nie dołować tylko zaakceptować stan rzeczy i powolutku zbierać siły na zmiany:)

Inna znajoma sesję fotograficzną, profesjonalną będzie mieć. Taka zachęta dla mnie, że jak się ogarnę trzeba będzie to uwiecznić:) Małża za fraki, niech otrzepie z kurzu swoje Dcoś tam (na bank Nikon) i jak Młoda pójdzie spać uwiecznić piękne ciało bo z wiekiem nie młodniejemy. I po 50 latach wyciągnie się takie focie i człowiekowi zrobi się miło jaki to był niczego sobie w kwiecie wieku:)

Hehehehe ależ się rozpisałam o niczym.

Do miłego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz